Anna Kamińska - Szpachta
 
 
    „Nie pozwól duchowi próżnować, ale wznosić się na wyżyny"
(św. Ignacy Loyola)




  

         

 

    Jesień

      przyszła rano

      pachniała opadającymi liśćmi

      dymem z ognisk

      babim latem

      rozwieszonym między gałęziami

      cierpki zapach jarzębiny

      wisiał w czerwonych jagodach

      swój zapach niosły

      poranne mgły i deszcz

     sączący się przez liście drzew

     pachniały nią stare kobiety

     w za dużych butach

     niosące koszyki

     wypełnione chlebem

     i butelkami mleka

     ich wspomnienia zachowały

     zapach suszonej lawendy

     i bukietów traw

     stawianych obok

     fotografii przemijania

     w moim domu

     pachniało jabłkami

     i smażonymi śliwkami

    według babcinego przepisu

    jesień


 
         Autoportret

Włosy koloru poświaty księżyca

Na twarzy zamieszkały pająki

Oczy pozbawione

Młodzieńczego blasku

Szyja podobna do ciasta

Spływającego po misce

Puste piersi

Ręce zrobione

Z marszczonego papieru

Za duże buty

Bo odciski

W kolanach trzask

Łamanych gałęzi

Myśli uparcie

Błądzące w przeszłości
 
 
 

Rejs

w mroku po horyzont

w ciszy nocy

brodaty dziób

rozgarnia na boki

lekko sfałdowaną

powierzchnię morza

warkocz wody

spleciony śrubą okrętową

zmienia się

w szemrzący kilwater

zwieszone na niebie gwiazdy

tańczą wokół masztu

ty wypływasz w rejs

aby poznać

życia najgłębsze tajemnice

(synowi)

 
 
 

 

Dzban

Podarowałam ci

szkarłatną różę

z kropelką rosy

zerwaną świtem

róża zwiędła

rosa łzą opadła

suchy bukiet wspomnień

zatrzymał

w pustym dzbanie

smugę zapachu
 
 

***

Zakopałam pod gruszą

smutki

listy nie napisane

pytania bez odpowiedzi

nie wypłakane łzy

Tylko pamięć

buntuje się przed

niepamięcią
 
 

***

w mojej poduszce

pióra słone od łez

w moim ciele

pęknięte serce

nieustannie tęskniące

za tym co duszę i ciało

łączy w jedną całość
 
 
Bez twarzy
 
Ja
nie znam swojej twarzy
 
On
zabrał mi lustro
 
Ty
odwróciłeś się plecami
 
 

Listy miłosne

Listy pełne

miłosnego uniesienia

niegdyś pisane

dzień po dniu

złożyłam w pudełku

przewiązanym

niebieską kokardą

dziś to tylko

zetlałe kartki

pełne kurzu

spalcie je

razem ze mną

 

         Nocny rejs

         mrok po horyzont

         w ciszy nocy

         tylko pomruk kadłuba

         i brodaty dziób

         rozgarniający na boki

         lekko sfałdowaną

         powierzchnię morza

         warkocz wody

         spleciony śrubą okrętową

         zmienia się

         w szemrzący kilwater

         zawieszone na niebie gwiazdy

         tańczą wokół masztu

         sternik czuwa

         załoga śpi